5 lip 2016

Emily Giffin #6 - "Pewnego dnia". Książka o adopcji.


„Nie krew z mojej krwi, nie kość z mojej kości, lecz to nie umniejsza matczynej miłości. Więc zawsze już o tym pamiętaj, mój kotku, że cię nie nosiłam pod sercem, lecz w środku.”

   Niektóre kobiety nie są gotowe na macierzyństwo; nie mają na to środków, nie czują się na to gotowe bądź po prostu nie mogą nauczyć się tej miłości do dziecka. I oddają swoje maleństwa tym, którzy pragną zostać rodzicami a którzy z różnych względów – zazwyczaj medycznych – nie mają takiej możliwości.
   Marianne w dniu, w którym urodziła swoją córeczkę miała tylko osiemnaście lat i nie była gotowa na to, aby wziąć odpowiedzialność za życie małego człowieka, które zostało jej podarowane. Postanowiła więc oddać ją do adopcji, zaznaczając w dokumentach, że w wieku osiemnastu lat jej dziecko będzie mogło poznać jej nazwisko, adres i ją odszukać. Uchyliła swojej córce furtkę, przez którą ta będzie mogła przejść, jeżeli wyrazi takie życzenie.
  
   Kirby, bo tak nazwali ją adopcyjni rodzice, nie uważała się za osobę pokrzywdzoną przez los i była szczęśliwa ze swoimi rodzicami. Jednak po osiągnięciu pełnoletności postanowiła sprawdzić kim jest kobieta, która powołała ją na świat i co dała jej w swoim łańcuchu genetycznym. Dlatego też pewnego dnia do drzwi Marianne puka jej córka i obie kobiety rozpoczynają trudną wędrówkę, podczas której muszą się poznać i nauczyć się kochać siebie nawzajem.

   Jest to niezwykle poruszająca książka, która powoduje, że serce czytelnika rozrywa się na kawałki. Bo jak nie płakać słysząc historii o tym, że młoda, osiemnastoletnia Marianne, przez trzy dni i trzy noce wpatrywała się non stop w swoją małą, idealną córeczkę o pięknych oczach a później oddała ją ludziom z którymi jej skarb miał spędzić resztę życia?
Z pewnością jest to najbardziej wzruszająca i najtrudniejsza z książek Giffin, jakie do tej pory przeczytałam. Autorka, która dotąd zajmowała się głównie problemem miłości, jaka panuje między dwojgiem dorosłych ludzi, pochyliła się na problemem miłości, która jest tą najsilniejszą i najtrwalszą.
Matczyna miłość może przenieść góry, podnieść samochód jedną ręką i odgonić stado wygłodniałych wilków, jeżeli zajdzie taka potrzeba. Nie da się jej nauczyć; to instynkt, który tkwi głęboko schowany w kobiecej duszy i uaktywnia się w momencie, gdy po raz pierwszy przytula się swoje maleństwo. Nie ważne czy matkę z dzieckiem łączy biologiczna więź; matczyna miłość nie znajduje się w genach, ale w duszy.

   Zastanawiało mnie zawsze to, jak można nauczyć się kochać adoptowane dziecko. Dostać w swoje ręce małego człowieka, stworzonego przez kogoś innego i wziąć za niego całą odpowiedzialność. Lulać go do snu, karmić, przewijać, uczyć go świata i bronić przed potworami mieszkającymi w szafie. Według Emily Giffin ta miłość przychodzi naturalnie, pojawia się nie wiadomo skąd i każdego dnia się utrwala, budząc równocześnie w nowych rodzicach nieopisaną wdzięczność dla ludzi, którzy stworzyli ten mały cud. Oraz strach, że kiedyś w końcu genetyka zrobi swoje, dziecko odnajdzie swoich biologicznych rodziców i odwróci się od ludzi, którzy podarowali mu całych siebie.


   Adopcja jest niezwykle trudnym tematem. Jest trudna dla wszystkich ze stron, szczególnie w momencie, gdy wszyscy się spotykają i muszą nauczyć się ze sobą koegzystować. W książce „Pewnego dnia” ta wzajemna relacja została opisana we wspaniały sposób. Dlatego też serdecznie wam ten tytuł polecam, głównie po to, abyście chociaż trochę pojęli ten fenomen miłości do dziecka adoptowanego. 

   PS - A na koniec cytat z książki dla Kathy Leoni - kochana, wiem, że ta seria nie jest dla Ciebie, dlatego ze specjalną dedykacją coś, co Ci się spodoba: 

"Życie jest za krótkie, żeby pić kiepskie wino." 

21 komentarzy:

  1. Średnia-taką miałam ocenę dla tej książki. Chociaż bardziej mi się podobała niż 100 dni po ślubie:)
    https://sweetcruel.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem w stanie zrozumieć wielką miłość do dziecka adoptowanego. Gorzej ze zrozumieniem, dlaczego biologiczna matka odtrąca swoje dziecko albo – jeśli ma kilkoro dzieci – jedne kocha mniej, drugie mocniej. Zachęciłaś mnie do przeczytania, dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego też nie rozumiem, ale to lepiej dla nas i dla naszych przyszłych dzieci :)

      Usuń
  3. Bardzo piękna recenzja... "Pewnego dnia" czytałam jeszcze w 2013 roku, miałam wtedy jedynie 14 lat, ale już wtedy ta pozycja mnie oczarowała. Mimo, że było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Giffin. Chwyciła mnie za serce umiejętnością ukazania trudnych relacji między matką i córką... trudnych tym bardziej, że naznaczonych porzuceniem i adopcją. Coś w tym jest, że Giffin jak nikt potrafi oddać emocje kobiet... :)

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To młodziutka jesteś! :)
      A lubisz wracać do przeczytanych już raz książek? :)

      Usuń
  4. Siostra czytała i również była zachwycona tą powieścią.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam dawno temu. Pamiętam, że mi się podobała.

    OdpowiedzUsuń
  6. I ja kiedyś czytałam ten tytuł. Z tego co pamiętam, bardzo mi się podobał, ale dziś w ogóle już nie potrafiłabym opisać fabuły. Może kiedyś powrócę do tej historii, bo książkę posiadam na półce. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubię takie niełatwe tematy z chęcią sprawdzę jak potoczyły się losy matki i córki ;>

    OdpowiedzUsuń
  8. Przyda mi się teraz dobra książka do pociągu. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytałam ją podczas ostatnich wakacji. Co prawda dobrze się ją czytało, ale bez rewelcji ;/

    OdpowiedzUsuń
  10. Zdecydowanie jestem na tak. Lubię takie książki i myślę, że mi się spodoba :)

    Buziaczki! ♥
    Zapraszam do nas :)
    rodzinne-czytanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Kolejny trudny temat - widzę, że pani Giffin lubi takie poruszać. Z pewnością kiedyś zabiorę się za jej książki, ale chyba będę musiała jeszcze trochę do nich dojrzeć. ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Lubię książki tej autorki, więc i na tę przyjdzie czas :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten tytuł wywarł na mnie spore wrażenie: kwestia macierzyństwa, bycia matką, adopcja.

    OdpowiedzUsuń
  14. To chyba moja ulubiona książka E. Giffin! No a cytat o winie to pamiętam <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Słyszałam o niej ale tej akurat nie czytalam :-)

    OdpowiedzUsuń